sobota, 26 lutego 2011

Reino de España vel Vuelta a España cz. 2

Po ciężkim i wytrwałym dniu obudziłem sie rankiem 26 stycznia roku pańskiego. Dowiedziałem sie że firma daje mi nagrodę i wycieczkę do wyboru na mecz Pucharu Króla. Wiedząc że gra Real Madryt i większość znajomych na Niego pojedzie ja stwierdziłem że pojadę na FC Barcelonę, która podejmowała Almerię. Gdy tam dotarłem miałem okręslony czas na zwiedzanie. Po kilku chwilach zamiast na BArce udałem się do mej świątyni ESPANYOL tylko ESPANYOL !!!


Oczywiście sklep z pamiątkami robi wrażenie dla każdego mieszkańca Polski bo takich u NAS niestety nie ma.
ALe komu w drogę temu kopa. Po wylanych łzach iż nie mogę lizać elewacji stadionu musiałem się udać do jego rywala, lecz przysięgając że zawitam jeszcze na meczyk. Docierając do miejsca przeznaczenia okazało się iż maine firma zakupiła dla mnie wejściówki - prawie przy loży VIP. Dlatego miałem zajebisto - wykurwiste miejsce.


Barca zagrała rozważnie kontrolując każdy aspekt gry, niestety kibice zachowujący się jak w teatrze klaszcząc po dobrej akcji. W pewnym momencie zacząłem sławić bardzo mocno mój kochany klub z Chorzowa.
27 I
Rozpocząłem leniwie wręcz strasznie dopadł mnie kryzys wieku przed średniego.  Myśląc co tu robić  i chodząc po mieście doszedłem do wniosku że zrobie sobie odpoczynek oglądając LEgua Sarragossa która podejmowała Universum Bilbao. Mecz prowadzony doslownym ektra ful mega, hiper tempie gdyż przybywając na przy stanie 3:1 dla bilbao po 16 minutach zrobilo 5:3 d.la Legu - yy

.

PO 13 tys przesypanych ziarenek piasku w klepsydrze mego marnego życia zadzwonił jak nigdy dotąd telefon. A tam głos znany wczesniejszych dni pytający czy Jedziemy do Gudalajary - wiem ciężkie do wymówienia a co najgorsze do napisania ale czemu by nie. I tak oto znów miałem dzień z footballem Hiszpańskim. Docierając na miejsce już wiedziałem że to nie komercja i wpierdalanie popcornu ( jak na pewnym, stadionie w Warszawie).


 Gorące fanki, chuligańskie wybryki, oraz brak biletów wszystko zostało załączone na powyższych zdjeciach.

 29 I
Rano wcześnie musiałem wstać po krótkim ale zarazem meczącym szkoleniu. Wybrałem się z towarzyszem niedolo do   Alcoron - gdzie  miejscowa drużyna podejmowało Albacete.




Po najnudniejszym z nudniejszych szpilu udałem się migusiem do San Sebastian na mecZyk jak się okazało moja milościa życia czyli Almeria.



  Podczas Drogi do San Sebastian trafiamy na mecz jakiejś ligi  hiszpańskiej o dziwnej nazwie Dailer





Tegoż dnia kończącego mej wielkiej pętli po kraju z iberyjskiego półwyspu. Stwierdziłem że pożegnam sie godnie jak na początkującego Groundhopera przystało. Pierwszym planem było a potem stało sie zrealizowane udać sie na mecz Andorra Cf z Tausto. Bardzo ładnie położony obiekt zrobił na mojej skromnej osobie bardzo pozytywne wrażenie. 



Tylko że ta mała mieścina nie była moim celem podroży. Obiecałem sobie że będę na meczu Espanyolu to będę jak się nadarzyła okazja posikany 5 razy ze szczęścia pojechałem z uśmiechem na ryju wiedząc ze znów mogę lizać już nie tylko elewację ależ i poręczę na schodach Espanyolu.
30 I
Po dotarciu  do katalońskiego miasta zakupić bilecik i udać sie do mekki. 




 Następnego dnia wsiadłem do Samolotu i znów byłem w mroźnej Polandii.
Pysrsk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz